Aki:
Zdawałem sobie sprawę, że to szczenięce zachowanie - te całe uganianie się za królikami.
Nie jestem
bynajmniej staruszkiem, o nie, nawet jak na wilka. Jednak licząc sobie
trzy lata, dawno wyrosłem z wieku szczenięcego, kiedy byle motyl
stanowił wystarczający pretekst do wszczęścia zawziętego pościgu przez
las i łąki rozciągające się za jaskinią.
Był piękny
wczesny poranek i na źdźbłach trawy perliła się jeszcze rosa.
Przepowiadane upały rzeczywiście nadeszły - był to najcieplejszy
początek czerwca od lat - i o drugiej po południu będę leżał na polanie,
robiąc ciężko bokami w prażącym słońcu. Ale to będzie później.
A ten królik,
wielki, brązowy, tłusty królik, nie miał zielonego pojęcia, że tu
jestem, prawie na samym skraju północnego pola, milę od jaskini. Wiatr
wiał ze złego kierunku, z punktu widzenia Pana Królika.
Podkradałem się
raczej dla zabawy niż z apetytu na świeże mięso. Królik skubał w
najlepsze młodą koniczynę, którą promienie bezlitosnego słońca w ciągu
miesiąca spieką na brąz. Gdyby mnie spostrzegł i rzucił się do ucieczki
już wtedy, kiedy pokonałem dopiero połowę dzielącej nas pierwotnie
odległości, nie podjąłbym pościgu. Jednak łepek i słuchy królika
powędrowały w górę dopiero w momencie, kiedy znajdowałem się niespełna
piętnaście stóp od niego. Przez chwilę królik ani drgnął; stał
nieruchomo słupka ze śmiesznie wybałuszonymi ślepkami niczym wykuta w
kamieniu rzeźba. A potem nagle zerwał się do ucieczki.
Ze wściekłym
ujadaniem rzuciłem się w pogoń. Królik był bardzo mały i szybki, ja
bardzo duży i powolny, ale perspektywa zdobyczy wpompowałą dodatkową
porcję energii w moje łapy. Zbliżyłem się do królika na tyle, że już-już
go dosięgałem. Królik skręcił ostro. Zaryłem pazurami w darń,
wychamowałem, orząc ją aż do czarnej ziemi pod spodem, i zawróciłem
ociężale. Straciłem z początku równowagę, ale szybko ją odzyskałem. W
powietrze wzbijały się z trzepotem skrzydeł ptaki spłoszone samą moją
osobą. Uśmiechałem się. Królik zygzakował przez jakiś czas, a potem
śmignął jak strzała na wprost przez północne pole. Pognałem w ślad za
nim, chociaż podejrzewałem już, że tego wyścigu nie wygram.
Starałem się
jednak bardzo i znowu doganiałem królika. W biegu mocno zaparłem się
łapami, i wyskoczyłem w górę jak z procy, po chwili trafiając w cel,
który został osiągnięty. Nie zamierzałem go jeść, pomyślałem że komuś
oddam. Może ktoś w tej chwili jest głodny? Wziąłem brązowe zwierzątko w
pysk i ruszyłem truchtem w stronę jaskini.
I Xena:
Zima nadszła szybko.Zanim
się obejrzałam,z nieba zaczęły zlatywać puchowe płatki,pokrywając ziemię
cienką,białą kołderką.Biegałam po polanie dla rozgrzewki,w końcu
musiałam utrzymać formę i być zawsze zwarta oraz gotowa.W końcu nie
każdy jest Wojownikiem,tak jak ja.
Nagle coś
zauważyłam:zabląkany biały jeleń,kluczył niepewnie pośród drzew.Był to
rzadki okaz,a jego mięso było wyjątkowo smaczne.Zbliżyłam się do niego,a
dostrzegł mnie.
-Wilczyco,nie rób mi krzywdy.-powiedział,odsuwając się.
-A to niby dlaczego nie?-zapytałam hardo,podchodząc bliżej do swojej ofiary i oblizując się ze smakiem.
-Dam ci Srebrny
Pierścień,tylko mnie nie zabijaj.-powiedział wystraszony i potrząsną
głową.Z jego rogu spadł pierścien.Podniosłam go i kiwnełam głową.
I pierścień: